Nowa Gwinea – Z wyspy na wyspę, czyli nowa układanka twórcy Ubongo

Grzegorz Rejchtman powraca z kolejnym tytułem! Najnowsze dziecko twórcy bardzo popularnej serii Ubongo nawiązującej do kultowego Tetrisa to – bez niespodzianki – kolejna pozycja będąca przeniesieniem układanki-łamigłówki do formy rywalizacyjnej gry w czasie rzeczywistym. Nowa Gwinea – bo o niej mowa – to niejako sequel wydanej w 2020 roku Papui, o której mogliście już przeczytać na moim blogu. Jako, że lubię od czasu do czasu spędzić trochę czasu przy wszelkiego rodzaju łamigłówkach o czym wspominałem już przy okazji tekstu poświęconego poprzedniczce recenzowanej dziś pozycji, byłem ciekaw co tym razem do zaoferowania ma autor bestsellerowego Ubongo.

Rozgrywka w Nowej Gwinei przebiega bardzo podobnie jak w przypadku jej starszej siostry. W trakcie rozgrywki każdy z graczy ma przed sobą jedną planszetkę z zadaniem oraz zestaw 12 różnych kafelków w wybranym przez siebie kolorze. Plansze zadań przedstawiają rozmaite układy totemów, źródeł wody oraz krzewów owocowych, zaś płytki graczy – chatki, które będziemy stawiać na wyspie budując tym samym swoją wioskę. Zadanie jakie czeka nas tym razem to zakrycie posiadanymi kafelkami wszystkich 5 źródeł wody i – opcjonalnie – jak największej liczby krzaczków. Oczywiście gdybyśmy mieli pełną swobodę układania kafelków zadanie nie stanowiłoby żadnego wyzwania toteż układając płytki musimy przestrzegać kilku prostych zasad. A zatem pierwszy kafelek musimy dołożyć tak, aby zakrył totem ze wskazanym przez rzut kością zwierzęciem zaś pozostałe muszą pozostać widoczne na koniec rundy. Co więcej kafelki nie mogą na siebie nachodzić i wystawać poza planszetkę. Trzeba też pamiętać, że kafelki mogą stykać się ze sobą wyłącznie narożnikami, a każdy z nich musi sąsiadować z przynajmniej jednym innym kafelkiem.

Kafelki układamy na planszy tak, aby przykryć wszystkie źródła wody i jak najwięcej drzewek

Mając więc na uwadze reguły jakimi musimy kierować się układając płytki na planszy wszyscy jednocześnie przystępujemy do rywalizacji. Gracz, który jako pierwszy zakryje wszystkie źródła wody woła „Gwinea!”, a pozostali uczestnicy natychmiast przerywają układanie. Tym samym runda dobiega końca i przyznawane są punkty. Wszyscy gracze otrzymują po jednym punkcie za każde zakryte źródło wody, natomiast gracz, który ukończył zadanie jako pierwszy otrzymuje również bonusowe punkty w zależności od liczby zakrytych krzewów owocowych. Oczywiście trzeba też zweryfikować czy zadanie zostało wykonane zgodnie z obowiązującymi regułami bowiem złamanie choćby jednej z nich oznacza brak jakichkolwiek punktów w danej rundzie. Zdobyte punkty zaznaczamy na torze punktacji po czym odrzucamy wykorzystane plansze zadań. Kolejna runda przebiega w identyczny sposób, a więc każdy z graczy pobiera nową planszetkę z zadaniem, rzucamy kostką by ustalić od jakiego totemu rozpoczniemy dokładanie płytek i natychmiast przystępujemy do rywalizacji. Po 9 rozegranych rundach zabawa dobiega końca, a zwycięzcą zostaje nie kto inny jak osoba, która w sumie zdobyła największą liczbę punktów.

Choć Nowa Gwinea to tytuł rekomendowany jako gra familijna to w rzeczywistości dobrze bawić się może przy niej każdy bez względu na planszówkowe doświadczenie – oczywiście pod warunkiem, że lubimy takie logiczne układanki i nie straszna nam rywalizacja pod presją czasu. Próg wejścia jest tutaj tak niski jak w przypadku Ubongo czy Papui. Reguły związane z układaniem płytek są bardzo klarowne i łatwe do zapamiętania, więc całą rozgrywkę wytłumaczymy nawet dzieciom czy totalnym nowicjuszom w nie więcej niż 2-3 minutki.

Podobnie jak u poprzedniczki tak tutaj grając razem z dziećmi możemy – jeśli jest taka potrzeba – wyrównać szanse zmniejszając im liczbę oczek wodnych koniecznych do zakrycia, aby zakończyć rundę albo też ustalić, że dorośli grają na trudniejszej stronie planszy, a młodsi na łatwiejszej bowiem i tutaj plansze są dwustronne – jedna strona jest łatwiejsza, druga odrobinę trudniejsza. A co się jeszcze tyczy planszetek – imponuje również liczba zadań – w pudełku znajdziemy 32 dwustronne planszetki, a na każdej stronie mamy 6 totemów (punktów startowych) od których możemy zacząć układanie, co daje nam w sumie 384 zadań do rozwiązania (192 łatwych i 192 trudniejszych). Na dodatek zadania nie mają jednego konkretnego rozwiązania (można je wykonać na więcej niż jeden sposób), więc gra nie prędko się „wyczerpie” z powodu powtarzalności, a poza tym przy takiej liczbie zadań wątpliwe jest to, że zapamiętamy jak ułożyć daną łamigłówkę. Regrywalność to zatem kolejna mocna strona Nowej Gwinei.

Na wyżej opisanych cechach podobieństwa do starszej siostry się nie kończą bowiem gra jest tak samo szybka i nie wymaga specjalnych przygotowań przed partią. Ot, otwieramy pudło, wyciągamy planszetki, rozdajemy graczom kafelki i już w zasadzie możemy rozpoczynać rozgrywkę, a ta spokojnie zamyka się w około 20 minutach bez względu na liczbę graczy (tych może zasiąść do gry maksymalnie czterech). Na identycznym poziomie stoi również jakość wykonania. Grę dostajemy w kwadratowym pudle standardowych rozmiarów z plastikową wypraską, plansze i kafelki wykonane są z solidnej grubej tektury, a szata graficzna prosta, schludna i przyjemna dla oka. Przyczepić muszę się jedynie do toru punktacji, który w naszej opinii jest trochę mało czytelny – kamienie symbolizujące kolejne pola są mocno „upchane” obok siebie, a dodatkowe graficzne ozdobniki psują czytelność w efekcie czego trzeba być uważnym podczas przesuwania pionków w trakcie punktowania. Fajnym detalem, który zasługuje na wyróżnienie jest okładka, na której nadrukowany ptak (podobnie jak ryba na pudełku Papui) mieni się w świetle różnorodnymi kolorami. Mała rzecz, a jednak przykuwa wzrok.

W przypadku Papuy narzekałem troszkę na system punktacji, a konkretnie na losowość związaną z dobieraniem żetonów z bonusowymi punktami za najszybsze ukończenie zadania. W Nowej Gwinei system punktacji jest już pozbawiony czynnika losowego, bowiem najszybszy gracz otrzymuje konkretną liczbę punktów za zakryte drzewka i to szczerze mówiąc zdecydowanie bardziej mi odpowiada. Mamy jeszcze alternatywny wariant, gdzie bonusowe punkty otrzymują również pozostali gracze, z tym że jedynie po 2 punkty za drzewko, więc w ostatecznym rozrachunku i tak warto walczyć o jak najszybsze rozwiązanie zadania, bo pierwszy gracz ma szansę zgarnąć największy bonus.

Jeśli miałbym porównywać Papuę i Nową Gwineę pod względem poziomu trudności zadań to nie odczułem pod tym względem jakiś specjalnych różnic. Przy obu tytułach trafiałem na zadania przez które przechodziłem jak po maśle oraz takie, którym musiałem poświęcić kilka chwil więcej na ułożenie. Ogólnie jednak zadania nie są szczególnie skomplikowane, zwłaszcza że można rozwiązywać je na więcej niż jeden sposób. Jeśli więc szukacie czegoś co rozgrzeje Wasze zwoje mózgowe do czerwoności to tutaj zdecydowanie tego nie znajdziecie. Nie oznacza to jednak, że gra nie sprawi satysfakcji starszym graczom – ja bawiłem się przy niej dobrze i nie żałuję czasu spędzonego z Nową Gwineą. Pozostaje jednak odpowiedzieć na pytanie czy warto mieć w kolekcji zarówno Papuę jak i Nową Gwineę skoro obie gry są do siebie bardzo podobne i oferują zbliżony poziom trudności zadań? Cóż, jeśli macie w rodzinie młodsze dzieci i bardzo często wyciągacie na stół takie gry łamigłówkowe to myślę, że tak bo pomimo ogromnej liczby zadań zawsze ma się jakąś alternatywę niż układanie płytek ciągle według tych samych zasad. Jeśli jednak lubicie tego typu tytuły, ale sięgacie po nie tylko od czasu do czasu to jedna z wymienionych pozycji będzie dla Was w zupełności wystarczająca.

Zarówno Nowa Gwinea jak i jej starsza siostra – Papua – to tytuły godne polecenia (zwłaszcza jeśli myślimy o graniu z razem dziećmi)

Podsumowanie

Najnowszy tytuł w portfolio Grzegorza Rejchtmana to pozycja w wielu aspektach bardzo podobna do swojej poprzedniczki – Papui. Ponownie mamy do czynienia z układaniem kafelków na planszach zadań przestrzegając ściśle określonych zasad. Gra nie wprowadza więc niczego innowacyjnego do rodziny gier łamigłówkowych, ale mimo to potrafi umilić wspólnie spędzany czas z rodziną czy znajomymi, a dla dzieci jest też zabawą, która przy okazji rozwija wyobraźnię przestrzenną. Do jej największych plusów można zaliczyć bardzo niski próg wejścia, szybkość i dynamikę rozgrywki oraz bardzo dużą liczbę zadań do rozwiązania. Jeśli często lubicie sięgać po tego typu pozycje to Nowa Gwinea zapewni Wam kolejne godziny lekkiej i przyjemniej rozrywki. Warto mieć jednak na uwadze fakt, że nie są to łamigłówki, po których Wasze zwoje mózgowe będą rozgrzane do czerwoności.

Egzemplarz do recenzji przekazało wydawnictwo Egmont

0 Udostępnień