Kroniki Zbrodni: 1900 – Kradzieże, zbrodnie i romanse czyli kryminalne zagadki XIX-wiecznego Paryża
Uwielbiam słuchać ciekawych opowieści i poznawać różne interesujące historie bez względu na ich gatunek. Między innymi dlatego jako fan nie tylko planszówek lecz również gier wideo, zawsze z chęcią siadam do gier przygodowych, zwłaszcza gdy te prócz wciągającej fabuły, oferują również przyjemną i jednocześnie angażującą rozgrywkę. Do dziś z ogromnym sentymentem wspominam godziny spędzone m.in. przy klasycznych przygodówkach Point and Click takich jak np. Syberia, Broken Sword, Książę i Tchórz czy Złoto i Chwała: Droga do El Dorado, bądź z tych nieco nowszych produkcji – The Walking Dead: A Telltale Game Series, Life is Strange czy Heavy Rain. Oj, długo mógłbym jeszcze wymieniać. No dobrze, ale dlaczego o tym piszę? Otóż dzisiejsza recenzja poświęcona jest grze, która garściami czerpie właśnie z komputerowych Point and Click’ów, gdzie fabuła stawiana jest ponad rozbudowaną mechanikę, a cała zabawa sprowadza się do zwiedzania kolejnych lokacji, zbierania rozmaitych przedmiotów, rozmawiania z napotkanymi postaciami i – rzecz jasna – rozwiązywania mniej lub bardziej skomplikowanych zagadek, które pozwolą nam wykonać kolejny krok naprzód w poznawaniu przedstawianej historii.
Kroniki Zbrodni – bo o nich mowa – to kooperacyjna gra detektywistyczna, w której jako gracze wspólnie rozwiązujemy rozmaite zagadki kryminalne, starając się przede wszystkim odkryć tożsamość przestępcy i kierujące nim motywy. Produkt wydawnictwa Lucky Duck Games to już właściwie seria, bowiem od czasu premiery pierwowzoru w 2018 roku, gra doczekała się dwóch dodatków do niego oraz dwóch samodzielnych produkcji wchodzących w skład tzw. serii Milenium – Kroniki Zbrodni: 1400, 1900 oraz 2400. W ubiegłym tygodniu premierę miała wersja 1900 i to jej przyjrzymy się w dzisiejszym tekście, zaś zwieńczenie trylogii, czyli 2400 swoją premierę będzie miało w drugiej połowie tego roku.
Wprowadzenie do sprawy – kilka wstępnych informacji dla osób niezaznajomionych z serią
Jak już wspominałem Kroniki Zbrodni to gra, w której wszyscy wspólnie staramy się rozwiązywać różne sprawy kryminalne. Gra zbudowana jest na bazie scenariuszy – każdy z nich to zupełnie inna historia i sprawa do rozwikłania. Na początku każdej rozgrywki zostaje nam przedstawiony krótki zarys fabularny oraz cel wybranego scenariusza. Potem przystępujemy do akcji – odwiedzamy lokacje, badamy miejsce przestępstwa, przesłuchujemy napotkane postacie i ewentualnych świadków zdarzenia, zbieramy przedmioty, które mogą nam pomóc w sprawie i finalnie – staramy się rozwiązać prowadzone śledztwo. To co wyróżnia grę na tle innych tytułów to hybrydowa mechanika wykorzystująca zarówno elementy fizyczne jak i aplikację na urządzenia mobilne. Oczywiście, samo wykorzystanie aplikacji w grze planszowej nie jest niczym nowym, bowiem takie rozwiązanie było już wcześniej wykorzystywane w niektórych produkcjach. Przykładem może być chociażby XCOM czyli planszowa adaptacja znanej gry wideo czy też Alchemicy, w których element dedukcyjny związany z warzeniem eliksirów wspomagany jest dedykowaną aplikacją. W Kronikach Zbrodni to jednak w aplikacji zamknięte jest 90% rozgrywki, a elementy fizyczne stanowią jedynie uzupełnienie gry.
Główna mechanika rozgrywki wykorzystuje technologię Scan & Play. Polega ona na tym, że wszystkie postacie, lokacje, kategorie dowodów rzeczowych i specjalne przedmioty reprezentowane są przez karty z zawartym na nich kodem QR. Chcąc wejść w interakcję i porozmawiać z napotkaną w trakcie gry postacią po prostu skanujemy jej kod za pomocą aplikacji i w niej wyświetlają nam się wszelkie dialogi. W trakcie rozmowy możemy wypytywać świadków o inne postacie i przedmioty – wtedy po prostu skanujemy odpowiednią kartę, aby poruszyć dany temat. Dokładnie tak samo wygląda przemieszczanie się między lokacjami – ot, skanujemy konkretną planszetkę, a aplikacja przekazuje nam krótki opis danego miejsca oraz wskazuje na postacie, które aktualnie tam przebywają. Nie brzmi to skomplikowanie, prawda? I tak też jest w rzeczywistości.
Z aplikacją związany jest jeszcze jeden kluczowy element rozgrywki niespotykany wcześniej w innych grach – wirtualna rzeczywistość. Średnio 2 razy w ciągu jednego scenariusza przyjdzie nam zbadać lokację bądź miejsce zbrodni w trójwymiarze. Wówczas na ekranie wyświetla nam się dana lokacja, a my obracając urządzenie rozglądamy się dookoła i staramy się odnaleźć kluczowe przedmioty i wskazówki, które mogą przydać się w prowadzonym śledztwie. Co więcej, lokację możemy też badać wykorzystując okulary VR (jeśli oczywiście takie posiadamy), co bez wątpienia podbija immersję w trakcie gry. Pamiętajmy jednak, że jakość obrazu będzie tutaj zależeć od posiadanego sprzętu.
Jak już widzicie, aplikacja stanowi tutaj serce rozgrywki i to ona prowadzi nas przez całą zabawę wskazując przy okazji jakie karty postaci, lokacji czy przedmiotów należy odszukać w talii i umieścić na stole. Poza skanowaniem kart, odczytywaniem opisów i dialogów oraz umiejętnym łączeniem faktów w całość nie ma tutaj właściwie nic więcej do robienia. Zasady gry są banalnie proste i powyższy opis to w gruncie rzeczy większość zasad. Co warte uwagi – do gry możemy przystąpić już po otwarciu pudełka, bez konieczności czytania instrukcji. Wszystkich zasad oraz sposobu przygotowania elementów do gry dowiemy się z krótkiego scenariusza szkoleniowego, podczas którego dodatkowo będziemy mieli okazję rozwiązać swoją pierwszą sprawę kryminalną. Na końcu każdego scenariusza będziemy musieli zdać raport udzielając aplikacji odpowiedzi na kilka kluczowych pytań. Aplikacja zapyta nas przede wszystkim o tożsamość przestępcy, jego motyw i okoliczności zdarzenia, aczkolwiek mogą pojawić się też pytania dotyczące wątków pobocznych. Poprawność udzielonych odpowiedzi wraz czasem jaki zajął nam rozwiązanie sprawy decyduje o finalnym rezultacie scenariusza i końcowej punktacji.
Intrygi i zbrodnie w XIX-wiecznym Paryżu – Co nowego w Kronikach Zbrodni: 1900?
Myślę, że powyższy opis wyjaśnił Wam czym jest seria Kroniki Zbrodni i jak wyglądają główne założenia rozgrywki. Teraz przyjrzymy się najnowszej odsłonie, która – jak już wspominałem – swoją premierę miała kilka dni temu. Zacznijmy może od zawartości pudełka i wykonania. W pudełku, podobnie jak w poprzednich odsłonach serii, nie znajdziemy zbyt wielu komponentów – są to bowiem wyłącznie talie kart postaci, kategorii dowodów rzeczowych, obiektów specjalnych i plansze lokacji. Oprócz tego mamy też planszę na przedmioty gromadzone w trakcie gry. Dobrym pomysłem jest to, że pola na których kładziemy fizycznie posiadane lub zbadane przedmioty zaznaczone są na czerwono, a te o których jedynie słyszeliśmy w rozmowach z innymi postaciami – na niebieskich. Mały drobiazg, ale ułatwia nieco rozgrywkę, bo przy dużej liczbie kart można by się później nieco pogubić. Trochę szkoda, że podobnie jak w wersji 1400, plansza ta nie jest wykonana z grubszej tektury, a z papieru złożonego na pół, który trzeba wpierw naprostować żeby leżał płasko na stole. Ogólnie jednak gra wykonana jest na wysokim poziomie, a malownicze grafiki przedstawione na kartach postaci i lokacjach świetnie wprowadzają w klimat XIX-wiecznego Paryża.
Główną nowością, która została wprowadzona w tej odsłonie jest talia kart zagadek, na których znajdziemy rozmaite rysunki, zagadki i podpowiedzi do nich, które są jednym z głównych elementów każdego scenariusza. Działają one tak jak w innych planszówkowych Escape Room’ach, których ostatnio na rynku pojawia się coraz więcej. Jeśli mieliście styczność z serią kieszonkowych Escape Room’ów od wydawnictwa FoxGames czy serią EXIT od Galakty to już wiecie o czym mowa. Nie chcę pokazywać Wam jak wyglądają te karty, żeby nie popsuć Wam zabawy z samodzielnego odkrywania ich treści, ale mogę powiedzieć że łamigłówki są dość zróżnicowane, a sposób ich wykorzystania w rozgrywce jest świetny. Raz trzeba coś odpowiednio połączyć, czasem musimy przeanalizować rysunek i znaleźć na nim rozwiązanie konieczne do zlokalizowania miejsca pobytu sprawcy, innym razem będzie trzeba skojarzyć zgromadzone fakty i powiązać je z treścią karty, itd. Co prawda w większości przypadków ich poziom skomplikowania nie jest wysoki, ot wystarczy po prostu na spokojnie przeanalizować łamigłówkę, a rozwiązanie stosunkowo szybko przyjdzie nam do głowy, niemniej jednak jest to naprawdę dobry pomysł, a że gra jest skierowana bardziej do masowego odbiorcy niż do geeków to absolutnie jestem w stanie zrozumieć takie podejście.
Jeśli chodzi o setting i warstwę fabularną – akcja wszystkich scenariuszy dzieje się w tętniącej życiem stolicy Francji – Paryżu w roku 1900. Roku, kiedy odbywały się, m.in Wystawa Światowa czy Letnie Igrzyska Olimpijskie. My jako gracze wcielamy się w postać Victora Lavela, młodego reportera pracującego w redakcji dziennika Les Nouvelles de Paris, którego bardziej od licznych wydarzeń kulturalnych i codziennego życia społeczeństwa interesują morderstwa, kradzieże i inne sprawy kryminalne, a jako że nasz stryj Norbert jest komisarzem policji – zwykle jako pierwsi dowiadujemy się popełnionych przestępstwach. W grze dostępnych jest 5 scenariuszy (w tym jeden scenariusz szkoleniowy, a dwa z nich łączą się w mini-kampanię, której druga sprawa zawiera odwołania do poprzedniej, dlatego warto rozegrać je w chronologicznej kolejności). Nie będę zdradzać Wam zbyt wiele szczegółów na temat przedstawionych historii, bo byłoby to zwyczajnym spoilerowaniem, którego oczywiście nikt z nas nie lubi. Mogę jednak powiedzieć, że znajdziemy tu raczej typowe sprawy kryminalne. Nie braknie tu intryg politycznych, romansów, przestępstw grupy anarchistów, kradzieży czy zabójstw z premedytacją.
Chociaż historie opowiadane w scenariuszach nie są niczym czego nie widzielibyśmy już wcześniej w innych powieściach, filmach czy serialach kryminalnych, a niektóre kwestie dialogowe nie są najwyższych lotów to w grze rzeczywiście czuć klimat ciemnej strony Paryża. Sprawy i wątki poboczne są przedstawione w taki sposób, że potrafią zaangażować nas w prowadzenie śledztwa, tak by po nitce do kłębka dojść do sedna całej historii. Oczywiście, większość gry toczy się „nad stołem” więc to również od samych graczy zależy jak bardzo wczują się oni w role detektywów. Jeśli dodatkowo puścimy sobie w tle jakąś klimatyczną ścieżkę dźwiękową to przy odrobinie zaangażowania z naszej strony odpowiedni klimat mamy zapewniony. Sama aplikacja (która swoją drogą działa bez zarzutu nawet na moim budżetowym smartfonie od Xiaomi), również zawiera rozmaite efekty dźwiękowe, które dokładają małą cegiełkę do budowania odpowiedniej atmosfery.
Jeśli jesteśmy już przy scenariuszach, należy zaznaczyć że Kroniki Zbrodni nastawione są raczej na jednorazowe przeżycia, bo jaki jest sens przechodzenia gry po raz kolejny, kiedy znamy już historię i rozwiązania zagadek? Żaden. No chyba, że pójdzie nam baaardzo źle. W naszym przypadku we wszystkich pięciu grach nieco gorzej poradziliśmy sobie wyłącznie w ostatnim scenariuszu związanym z kradzieżą w laboratorium Marii Skłodowskiej-Curie, ale i tak uznaliśmy, że nie ma sensu rozgrywać wszystkiego jeszcze raz. Nie uznaję jednak tego za wadę – to po prostu specyficzna cecha tego typu gier, której trzeba być świadomym decydując się na ich zakup. W tym przypadku dostajemy unikalne doświadczenie płynące z rozgrywki kosztem wysokiej regrywalności.
Do pozytywnych aspektów gry można na pewno zaliczyć też poczucie upływającego czasu, co przekłada się na konieczność planowania swoich działań. W komputerowych point and click’ach jak utknęliśmy w martwym punkcie i nie wiedzieliśmy co zrobić to po prostu klikaliśmy wszystko na wszystkim i w ten sposób prędzej czy później dochodziliśmy do rozwiązania. Tutaj każda wykonana czynność, zbadanie przedmiotu, rozmowa czy przejazd do innej lokacji zabiera nam określoną ilość czasu (a ten jest ograniczony), więc trzeba zastanowić się jakie czynności mają dla nas najwyższy priorytet i pozwolą nam „popchnąć” śledztwo do przodu.
Osobną tematem do dyskusji jest kwestia wykorzystania aplikacji. Jako że stanowi ona lwią część rozgrywki (nasza ręka praktycznie nie rozstaje się ze smartfonem za wyjątkiem momentów, kiedy rozwiązujemy zagadkę lub chcemy coś razem przedyskutować) tutaj nasuwa się zasadnicze pytanie – czy to wciąż gra planszowa wspierana przez aplikację czy już raczej gra mobilna wykorzystując elementy fizyczne? W mojej opinii zdecydowanie to drugie. Ale czy to mi jakkolwiek przeszkadza? Absolutnie nie. Uwielbiam planszówki, lubię też spędzać czas przy grach wideo, więc przy Kronikach Zbrodni bawiłem się świetnie od pierwszego do ostatniego scenariusza. Musicie mieć jednak na uwadze to, że jeśli chcecie oderwać się od ekranów komputera czy telewizora i spędzić razem czas przy „pełnoprawnej” planszówce to Kroniki Zbrodni nie będą w tym przypadku dobrym wyborem.
Nim przejdę do ostatecznego podsumowania tej i tak już dość długiej recenzji chciałbym poruszyć jeszcze kwestię skalowalności. Według informacji na pudełku tytuł przeznaczony jest od 1 do 4 graczy, jednak jako że w grze nie ma żadnego podziału na role (wszyscy wspólnie kierujemy postacią Victora Lavela) w teorii możemy rozgrywać scenariusze nawet w szerszym gronie. Niemniej jednak w praktyce, w mojej opinii gra optymalnie sprawdza się w duecie. Wtedy bez problemu można dzielić się obowiązkami, np. jedna osoba obsługuje aplikacje i pełni rolę swego rodzaju „Mistrza Gry”, odczytując opisy miejsc, zdarzeń oraz dialogi, a druga zajmuje się elementami fizycznymi na stole. Można też działać na przemian, aby każdy miał okazję „pobawić się” aplikacją. W większym gronie ciężej byłoby rozdysponować zadania, niektórzy gracze mogliby się momentami nudzić, a i częste przekazywanie sobie urządzania z aplikacją byłoby dość męczącym procesem. Nie wspominając też o tym, że każdy z graczy chciałby choć raz obejrzeć daną lokację w trybie wirtualnej rzeczywistości, co wiązałoby się z utratą dodatkowego czasu – zarówno tego prawdziwego jak i płynącego w świecie naszej gry…
Końcowy raport, czyli kilka słów podsumowania
Kroniki Zbrodni to z całą pewnością tytuł wyjątkowy i niezwykle udany, ale pod kilkoma względami też bardzo specyficzny przez co na pewno nie każdemu musi on przypaść do gustu. Niezaprzeczalnie jedną z najmocniejszych stron gry jest klimat – faktycznie przy odrobinie zaangażowania z naszej strony i klimatycznej muzyce w tle można poczuć się jak detektyw rozwiązujący kryminalne zagadki XIX-wiecznego Paryża. Hybrydowa mechanika łącząca aplikację mobilną z fizycznymi elementami działa bardzo sprawnie i daje po części wrażenie jakbyśmy grali w klasyczną komputerową przygodówkę Point and Click. Same zagadki i sprawy do rozwikłania nie należą co prawda do skomplikowanych i oryginalnych, niemniej mimo to bawiłem się przy grze świetnie. Na tyle świetnie, że mogę z czystym sumieniem polecić Wam sprawdzić zarówno wersję 1900 jak i poprzednie odsłony serii, zwłaszcza że zasady gry są bardzo przystępne nawet dla nowicjuszy. Miejcie jednak na uwadze, że to raczej jednorazowa zabawa dostarczająca nam łącznie około 5-6 godzin rozgrywki, a urządzenie mobilne z uruchomioną aplikacją raczej nie będzie opuszczało Waszych rąk w trakcie partii.
Egzemplarz do recenzji przekazało wydawnictwo Lucky Duck Games