God of War: Gra Karciana – Hit na miarę konsolowej serii?
Przenoszenie znanych gier wideo na planszę to w ostatnich latach dość popularny zabieg stosowany przez projektantów i wydawców gier planszowych, ale zupełnie mnie to nie dziwi bo wśród fanów planszówek jest przecież spora grupa ludzi, która lubi również elektroniczną rozrywkę zarówno w formie gier wieloosobowych jak i tytułów typowo single player’owych. Ja sam – mimo planszówkowej pasji – lubię też spędzić trochę czasu przy dobrej grze wideo, zwłaszcza gdy ta kusi ciekawym tematem i wciągającą fabułą (chociaż ostatnio z racji braku czasu nie gram już zbyt często). Poza tym jest to też dobry sposób na przyciągnięcie fanów gier wideo do świata planszówek i zyskanie tym samym nowych odbiorców. Do tej pory doczekaliśmy się już planszowych adaptacji takich gier jak XCOM, This War of Mine, DOOM, Gears of War, This War of Mine, Dark Souls oraz Bloodboorne (zarówno planszówki jak i karcianki), Fallout czy Fallout Shelter. Z kolei w przyszłym roku na rynek trafi też Darkest Dungeon, Frostpunk czy 6: Siege wzorowany na grze Tom Clancy’s Rainbow Six: Siege. Jak widać jest tego całkiem sporo, a to na pewno nie koniec działań twórców w tym temacie – wszak potencjał przenoszenia gier wideo do formy analogowej jest ogromny. Inna sprawa, że w wielu przypadkach takie adaptacje okazują się niestety zwykłymi średniakami, gdyż ich mechanika nie dotrzymuje kroku atrakcyjnemu tematowi i pięknej oprawie graficznej. W efekcie tego, takie gry szybko odchodzą w zapomnienie, a tylko nieliczne z nich są naprawdę udanymi i godnymi uwagi tytułami, które na dłużej mogą zagościć w kolekcji graczy. Nawiązując do tego wstępu, w dzisiejszej recenzji pod lupę weźmiemy planszową (a właściwie to karcianą) adaptację niezwykle popularnej serii gier na konsole Playstation – God of War. Czy gra ma szansę stać się hitem? O tym w dalszej części tekstu.
Już na początku recenzji zaznaczę, że piszę ten tekst z perspektywy osoby, która grała w najnowszą odsłonę serii. Co więcej – osoby, której ta odsłona podbiła serce zarówno warstwą gameplayową jak i opowiadaną historią oraz audiowizualną. Naprawdę bardzo ciepło wspominam czas spędzony przy produkcji Santa Monica Studio, która zadebiutowała na konsolach PS4 w 2018 roku. Nic więc dziwnego, że byłem bardzo ciekawy, co do zaoferowania ma ta karcianka i jak poradzi sobie ona z oddaniem klimatu jednej z najlepszych gier swojej generacji.
Karciany God of War zaprojektowany został przez Fella Barrosa i Alexa Olteanu, a więc autorów, którzy mają doświadczenie przy pracy nad takimi tytułami jak Rising Sun, The Godfather: Imperium Corleone, Bloodboorne: Gra Karciana, Massive Darkness, Ethnos czy Narcos: Gra Planszowa. Jak najbardziej można mieć zatem pewne oczekiwania, że ten tytuł będzie przynajmniej dobry, zwłaszcza że tytuł ten pochodzi ze stajni CMON, która wypuściła na rynek już niejeden hit. Za polskie wydanie z kolei odpowiada wydawnictwo Portal Games, które prócz tworzenia własnych gier, sukcesywnie polonizuje tytuły z portfolio między innymi właśnie tego wydawcy.
Jako, że karciana adaptacja God of Wara bazuje na najnowszej odsłonie serii, temat gry bezpośrednio nawiązuje do wydarzeń przedstawionych w konsolowym hicie. Po krwawych i morderczych przygodach w starożytnej Grecji, nasz główny bohater – Kratos – przenosi się na północ, gdzie wraz ze swoim synem Atreusem czekają go kolejne epickie, emocjonujące i zarazem pełne niebezpieczeństw przygody – tym razem jednak odnoszące się do mitologii nordyckiej. Trzeba jednak zaznaczyć, że to nie jest karciana przygodówka, więc fabuły i epickiej przygody tutaj zdecydowanie nie uświadczycie. God of War jest grą w pełni kooperacyjną, a więc wszyscy wspólnie łączymy siły, aby wypełnić powierzone zadania i zwyciężyć. Od strony głównej mechaniki tytuł ten należy do gatunku gier deckbuilding’owych, w którym na przestrzeni całej partii rozbudowujemy swoje talie, pozyskując coraz silniejsze karty wykorzystywane do podejmowania różnych akcji. A jaki jest cel rozgrywki? Otóż, mówiąc krótko – musimy zatrzymać nadchodzący Ragnarök, a żeby tego dokonać będziemy musieli ukończyć 2 zadania, a następnie wygrać walkę z finałowym bossem. W grze czeka nas łącznie 10 zadań – 6 podstawowych oraz 4 walki z bossami. Odwiedzimy zatem m.in Alfheim, Helheim, postaramy się pokonać Grendele Mrozu i Popiołu, stawimy czoła Podróżnikom, a w finałowych scenach czekać będą nas starcia z Magnim i Modim czy samym Baldurem. Jeśli graliście w grę to na pewno w trakcie rozgrywki wrócą do Was – zakładam, że miłe – wspomnienia.
Gra przeznaczona jest od 1 do 4 graczy, a początek partii to zawsze wybór postaci w jaką każdy z nas wcieli się na czas rozgrywki. Tych mamy sześć – prócz rzecz jasna wspomnianego Kratosa i Atreusa, mamy jeszcze postacie, które w konsolowym pierwowzorze towarzyszyły w wędrówce dwójce naszych głównych bohaterów – boginię Freyę, bezcielesnego Mimira, oraz braci Huldra – Broka i Sindriego. Każda z postaci posiada swoją planszętkę z wizerunkiem, liczbą punktów życia oraz specjalną umiejętnością, którą możemy aktywować w trakcie gry po naładowania toru szału. Oprócz tego postacie mają swoje indywidualne talie składające się z 14 kart, z którymi zaczniemy zabawę – wśród nich są karty służące do atakowania przeciwników wręcz lub na dystans, obrony przed ciosami, leczenia czy wykonywania różnych innych akcji specjalnych. Innym ważnym elementem przygotowania rozgrywki jest wylosowanie kart zadań i ułożenie ich w odwróconą piramidę, tak więc pierwsze zadanie będzie nam z góry narzucone, następnie jednak będziemy mogli wybrać jedną spośród 2 kolejnych misji oraz jednego z trzech dostępnych bossów, któremu zdecydujemy się stawić czoła. Niewybrane zadania będą jednak stanowiły dla nas jakąś małą „przeszkadzajkę”, np. utratę karty z talii, wtasowanie do niej jakiegoś zapychacza czy rozpoczęcie zabawy z mniejszą ilością życia.
Miejscem gdzie rozgrywamy daną misję nie jest jedna plansza, a zestaw specjalnych kart, które rozłożone odpowiednio na stole imitują daną scenę z gry wideo. To właśnie karty scen z obecnymi w nich przeciwnikami do ubicia i różnymi obiektami, z którymi możemy wejść w interakcję są tutaj najciekawszym elementem rozgrywki. Przeciwnicy mają swoje statystki – punkty życia, typ i kierunek ataku wraz z liczbą zadawanych obrażeń oraz ewentualne cechy specjalne, takie jak pancerz, ogłuszenie, trucizna, itd. Kluczowym aspektem zabawy jest to, że karty te są dwustronne i kiedy zostanie spełniony przedstawiony na niej warunek, odwracamy ją na drugą stronę, zmieniając w ten sposób wygląd danej sceny. Czasem po pokonaniu potwora, ten prostu zniknie zostawiając nam jakąś nagrodę, innym razem gdy wykona on atak, może zmienić swoją pozycję i trochę inaczej atakować lub odsłonić nam swój słaby punkt, itd. Autorzy naprawdę bardzo pomysłowo opracowali ten element rozgrywki, dlatego nie będę zdradzać Wam co jeszcze może wydarzyć się po odwrocie karty, bo w gruncie rzeczy to właśnie ten aspekt zabawy generuje najwięcej funu i emocji towarzyszących rozgrywce. Niestety takie rozwiązanie – choć bardzo interesujące – ma też drugą stronę medalu. Kiedy ukończymy już bowiem daną misję i odkryjemy co znajduje się na odwrocie kart, każde kolejne przechodzenie tego samego zadania nie będzie już tak samo atrakcyjne jak za pierwszym razem. Oczywiście nie jest to z tego powodu gra jednorazowa, bo są tutaj też inne zmienne wpływające na regrywalność, no ale zwyczajnie będzie nam już brakowało tej nutki napięcia i ekscytacji związanego z tym, co wydarzy się, gdy pokonamy tego przeciwnika, a co stanie się jak otworzymy tamtą magiczną skrzynkę, itd.
Gra od strony zasad jest bardzo prosta, chociaż instrukcja sprawia wrażenie, że jest inaczej. Generalnie zasady są dobrze rozpisane, ale brakuje tu kilku kluczowych informacji związanych z konkretnymi misjami, przez co nie raz w trakcie naszych rozgrywek trzeba było posiłkować się anglojęzycznym FAQ. No ale wróćmy do rozgrywki. Ta zawsze rozpoczyna się dobraniem odpowiedniej liczby kart na rękę po czym każdy z nas po kolei wykonuje swoją turę. W jej trakcie możemy jednokrotnie przemieścić się naszą postacią do innej kolumny pod rozłożonymi kartami scen oraz zagrać dowolną liczbę kart, atakując tym samym przeciwników, wchodząc w interakcję z różnymi obiektami czy też wykonywać inne specjalne czynności opisane na karcie (np. uleczenie wskazanej liczby punktów życia, umożliwienie dobrania dodatkowej karty przez każdego z graczy, dobranie karty ze stosu kart odrzuconych, itd.) Kartami ataku wręcz możemy atakować wyłącznie przeciwników znajdujących się w dolnym rzędzie kart sceny, zaś ataki dystansowe sięgają również przeciwników znajdujących się powyżej. Działanie każdej karty ataku lub obrony możemy wzmocnić kartami z cyferkami zwiększając tym samym siłę ciosu lub liczbę zablokowanych obrażeń. Przeciwnicy jednak po każdym ataku wymierzonym w ich stronę rzucają specjalną kostką, która determinuję liczbę obrażeń jakie udało im się uniknąć. Jest tu zatem pewien element losowości, bo nieraz można kilka razy z rzędu wyrzucić najwyższą wartość, która skomplikuje nam życie, a innym razem nasze ataki będą wchodzić jak nóż w masło.
Po zagraniu wszystkich kart jakie chcieliśmy przychodzi czas na fazę aktywacji sceny, w której ciągniemy kartę z talii rozwoju i sprawdzamy, które elementy sceny zostaną aktywowane – dzieje się to gdy widniejąca na karcie sceny runa jest identyczna jak na właśnie wylosowanej karcie. Skutkiem aktywowania się karty może być np. wykonanie ataku przez przeciwnika, odwrócenie karty na drugą stronę, dodanie specjalnych żetonów we wskazane miejsce czy szereg innych działań opisanych na karcie. Po rozpatrzeniu wszystkich efektów, przychodzi tura kolejnego gracza – znów zagrywa on karty po czym następuje faza aktywacji. Kiedy wszyscy wykonamy swój ruch przychodzi czas na jeszcze jedną, dodatkową fazę aktywacji, po której przechodzimy do ostatniego etapu rundy – fazy rozwoju naszych postaci. Każdy z graczy może w tym momencie dobrać jedną wybraną przez siebie kartę do swojej talii spośród tych wylosowanych na potrzeby aktywacji sceny lub odrzucić jedną kartę ze swojego stosu kart odrzuconych – przydatne kiedy chcemy odchudzić swoją talię i pozbyć się słabych kart lub zapychaczy, które blokują naszą rękę, ograniczając nasze możliwości. Wraz z końcem fazy rozwoju rozpoczyna się kolejna runda rozgrywana w identyczny sposób aż do momentu wypełnienia celu misji – zazwyczaj pokonania wszystkich lub wybranych przeciwników, choć nie zawsze. Przegrać natomiast możemy, gdy wszyscy bohaterowie zostaną powaleni, czyli przyjmą obrażenia w liczbie równej swojemu poziomowi życia. Powalony bohater nie może grać aż do ukończenia misji, ale nadal wykonuje aktywację sceny. Załóżmy jednak, że udało nam się wypełnić zadanie – wówczas wybieramy kolejną misję i rozkładamy jej karty sceny, a po kolejnym sukcesie czeka nas jeszcze finałowe starcie z jednym z bossów. Dopiero po pomyślnym ukończeniu tych trzech zadań gra kończy się naszą wspólną wygraną. Jak widać gra nie wydaje się być skomplikowana i tak też jest w rzeczywistości – ot po prostu dobieramy i zagrywamy karty, aktywujemy scenę, żeby dać dojść do głosu przeciwnikom, a potem rozbudowujemy naszą talię o nowe, silniejsze karty i tak w kółko. To co sprawia największe problemy to specjalne zasady związane z konkretnymi misjami, które – jak już wspominałem – nie są opisane w instrukcji – i trzeba ich szukać w FAQ na stronie wydawcy.
Blaski i cienie karcianych przygód Kratosa
Wiemy już jak mniej więcej wygląda rozgrywka w karcianą adaptację hitu z PS4, pora więc na garść moich wrażeń i przemyśleń. No więc, do najmocniejszych stron gry na pewno należy zaliczyć mechanizm obracających się kart scen, który jest bardzo ekscytujący i dodaje rozgrywce nutkę napięcia i emocji, a same misje oraz przeciwnicy zostali bardzo fajnie odwzorowani w stosunku do tego jak wyglądało to w grze wideo. Naprawdę czuć, że nie jest to taka statyczna zabawa, w której my robimy swoje, a przeciwnicy wyłącznie zadają nam obrażenia. Aktywacja kart sprawia, że każda scena „żyje” i reaguje jakoś na nasze poczynania. Do innych zalet należy zaliczyć też względną prostotę zasad, z którymi powinni poradzić sobie również mniej doświadczeni gracze lub osoby, które nie znają za bardzo planszówek, ale przyciągnął je znany i lubiany przez nich temat – planszowe adaptacje gier wideo to zawsze świetny wabik na wielbicieli elektronicznej rozrywki. God of War również dobrze się skaluje, co przetestowałem grając w każdym wariancie. Więcej graczy to więcej możliwości, ale też częstsze aktywacje scen i ataki ze strony przeciwników. Z drugiej jednak strony muszę stwierdzić, że poziom trudności misji nie jest szczególnie wymagający – ich poziom jest zróżnicowany, są zadania łatwiejsze i trudniejsze, ale nie czuliśmy że musimy się mocno napocić, aby wygrać całą grę. Najtrudniej zwykle bywa na początku, kiedy nasze talie są słabe i mamy ograniczone możliwości ataku i obrony, a przeciwnicy napierają z taką samą siłą jak na dalszym etapie partii.
Jeśli chodzi o postacie – są one zróżnicowane pod kątem umiejętności specjalnej i talii startowej, więc każdą gra się nieco inaczej. Może nie są to jakieś drastycznie odmienne doświadczenia, ale czuć że Kratos to typowa maszyna do wbijania przeciwnikom obrażeń i sprawnej obrony dzięki największej liczbie punktów życia, Atreus dobrze radzi sobie z atakami dystansowymi, Freya i Mimir odgrywają bardziej rolę supportu, lecząc i wspomagając pozostałych bohaterów, a Brok i Sindri, którzy mają jedną wspólną talię, ale kierujemy każdym z nich osobno, dają nieco odmienne wrażenia od pozostałych postaci. Szkoda tylko że największe różnice między bohaterami widać głównie na początku zabawy, a im dalej w las tym różnice te zaczynają się stopniowo zacierać. Dzieje się tak przez to, że rozwój postaci jest tutaj – nazwijmy to – „bardzo ogólny” – nie ma tutaj kart z umiejętnościami dedykowanymi danej postaci. Karty, które dobieramy do naszej talii na końcu każdej rundy są wspólne dla wszystkich, więc z biegiem czasu nawet taka Freya, może stać się całkiem niezła w walce wręcz, a Kratos znacząco rozszerzyć swoje możliwości leczenia i wspierania innych.
Jedną z największych wad jest to co stanowi jednocześnie największą siłę recenzowanego tytułu, czyli sceny, które raz ukończone znacznie obniżają przyjemność z ich ponownego rozgrywania w kolejnych partiach. Pisałem już o tym wcześniej, więc nie będę się rozpisywał – wraz z poznaniem tego co znajduje się na odwrocie kart znika ta cała „magia” i ekscytacja związana z odkrywaniem gry. Drugim aspektem, który znacznie obniżył odbiór tej pozycji to zbyt mała liczba elementów budujących immersje w trakcie partii. Tak naprawdę poza świetnie odwzorowanymi kartami scen nie za bardzo czuć, że gramy tutaj w God of War’a a nie jakąś inną karciąnkę z rozwojem postaci i tłuczeniem przeciwników. Nie ma tutaj chociażby prostej fabuły i narracji, a karty postaci, którymi gramy to tylko i wyłącznie symbole i cyferki pozbawione odpowiadających im grafik oraz nazw. Szkoda, bo grając takim Kratosem chciałbym widzieć, że zagrana właśnie karta odpowiada, np. za rzut toporem, szybką i widowiskową serią ciosów, czy silny blok tarczą, a wcielając się we Freyę poczuć, że faktycznie używam potężnych zaklęć, a nie kart, które wyglądają zupełnie tak samo jak u innych graczy. Dziwi to tym bardziej, że to gra na licencji, więc twórcy mogli pokusić się o wykorzystanie grafik bezpośrednio z gry, tak jak zostało to zrobione z kartami scen. A jeśli już o kartach scen mowa… Prezentują się one naprawdę fantastycznie i widowiskowo. Zresztą całe wykonanie gry stoi na bardzo wysokim poziomie, od świetnej plastikowej wypraski, przez jakość kart i żetonów po fajne tekturowe standeesy zamiast figurek, które moim zdaniem niepotrzebnie podbiły cenę gry. Tylko te nieszczęsne karty są takie ubogie w grafiki…
Jest jeszcze jedna rzecz, która może trochę odstraszyć od gry, a mianowicie czas rozgrywki. Nie wiem skąd wzięła się na pudełku informacja o 90 minutach, ale na pełną rozgrywkę trzeba zarezerwować sobie raczej 2-2,5 godziny. Biorąc pod uwagę, że gra jest dość powtarzalna – w kółko robimy to samo, a największe momenty ekscytacji są głównie podczas odwracania kart scen, to jest to dla mnie zbyt długo jak na dość prostą karciankę bez fabuły. Na szczęście grę można sobie „zapisać” po zakończonej misji i schować do pudełka komponenty i nasze talie kart tak, aby bez problemu wyjąć je ponownie za jakiś czas i przywrócić grę do stanu, w którym ją przerwaliśmy (sami kilka razy tak robiliśmy, więc jest sprawdzone).
Sumując wszystkie wady i zalety pora odpowiedzieć sobie na pytanie postawione we wstępie – czy God of War okazał się hitem? Nie. Czy jest to zatem słaba gra? Też nie. To dobry tytuł, ale niestety tylko dobry i ciężko by przebił się on przez tak silną konkurencję w postaci chociażby takich gier jak Aeon’s End czy Brzdęk! Nie drażnij smoka, które również wykorzystują mechanikę budowania talii i są wydawane w polskiej wersji językowej. Czas spędzony przy karcianej wersji God of War’a był dla mnie czasem miło spędzonym, nie żałuję żadnej partii, bo przyjemnie było odkrywać kolejne sceny, tłuc przeciwników, patrzeć jak nasza postać rośnie w siłę i jednocześnie z sentymentem powspominać wydarzenia z gry wideo, ale uczciwie muszę też przyznać, że po prostu nie znalazłem tu czegoś, co przyciągnęłoby mnie do gry na dłużej. Nie mniej jednak biorąc pod uwagę cenę (grę można dostać już za ok. 115 zł), zwłaszcza że to gra na licencji konsolowego hitu to te kilka unikalnych partii zapewniających co najmniej 10 godzin zabawy wydają się dobrą propozycją.
Podsumowanie
Karciana adaptacja gry God of War zdecydowanie nie jest hitem na miarę konsolowego pierwowzoru, ale nie jest też tytułem słabym. Mimo pewnych mniej i bardziej znaczących wad, przechodzenie kolejnych misji i odkrywanie zawartości scen jest unikalnym doświadczeniem, które w połączeniu z prostymi do przyswojenia zasadami i kuszącym tematem może okazać się świetnym tytułem do pokazywania go osobom, które na co dzień preferują gry wideo, aby w ten sposób zachęcić je do zainteresowania się planszówkami. Dla osób, które grają już w planszówki i są fanami tej konsolowej serii obcowanie z karcianą wersją hitu z PS4 również może być miłym doświadczeniem, ale niestety raczej nie będzie ona w stanie przyciągnąć ich na więcej niż kilka lub maksymalnie kilkanaście – partii.
Egzemplarz do recenzji przekazało wydawnictwo Piatnik